Dodany przez hans,
05-12-2001
Jeśli by ktoś mnie spytał o czym był film pt.
„Ulubieńcy Ameryki” to bez wahania
odparłbym, że o udawaniu, bowiem właśnie ten temat
poruszany jest w nim wielokrotnie, choć w bardzo
różnych płaszczyznach. Bohaterowie przez większość
czasu nie robią nic innego prócz udawania. Gwen
Harrison (Catherine Zeta – Jones) i Eddie
Thomas (John Cusack) udają przed światem, że nadal
są kochającym się małżeństwem, Kikki Harrison
(Julia Roberts) i Eddie udają, że się nie kochają,
ponadto Kikki udaje, że ma cierpliwość do własnej
siostry a producenci oszukują dziennikarzy, że
mają film. Oczywiście jak w większości
hollywoodzkich produkcji kłamstwo ma krótkie nogi
i finał filmu jest szczęśliwy (choć nie dla
wszystkich J).
A o czym jest film? Dziennikarze przez rok pisali
o tym, że Gwen i Eddie, czyli ulubieńcy Ameryki
już nie są razem, że ona mieszka z hiszpańskim
macho (Hank Azaria), a on leczy zszargane nerwy w
buddyjskiej klinice psychoanalitycznej. Jednakże
dla potrzeb premiery ich ostatniej przed
rozstaniem produkcji znów muszą stać się
szczęśliwą, kochającą się parą. Czy im się to
uda?
Nie oczekiwałem idąc do kina rozrywki wysokich
lotów. I słusznie! Choć obie panie mają za sobą
dużo poważniejsze produkcje, choćby "Traffic"
Catherine Zety – Jones, czy "Erin
Brockovich" Julii Roberts, ten film należy do
wyjątkowo łatwych i przyjemnych. Zrobiony na
przyzwoitym, średnim poziomie nie wychyla się ani
na plus ani na minus. Pozwala rozerwać się i
pośmiać w gwiazdorskim towarzystwie, a nawet jak
ktoś się mocno uprze wzruszyć.