Dodany przez radxcell,
31-05-2002
Wiedźmin, polski, około 120 minut :)
reż Marek Brodzki, scen. Michał Szczerbic
wyst. Michał Żebrowski, Zbigniew Zamachowski,
Grażyna Wolszczak, Agata Buzek, Andrzej Chyra
Stało się. "Wiedźmin" wszedł na ekrany. Trzeba
przyznać, że był głośny zanim w ogóle powstał.
Wokół tego filmu narosło bowiem wiele
kontrowersji, przypuszczeń i plotek. Do historii
przeszedł Komitet Obrony Jedynego Słusznego
Wizerunku Wiedźmina, do którego, trochę z
rozpędu, sam kiedyś się zapisałem. Nie było chyba
pisma w Polsce, które nie poświęciło miejsca na
swoich łamach bądź to wiedźminowi Geraltowi,
ekipie filmowej lub też samemu Sapkowskiemu. On
sam był ponoć autorem najbardziej kontrowersyjnej
opinii. W którymś wywiadzie miał bowiem
oświadczyć "Film będzie wpadką. Fantasy filmowe
nie bronią się". Nawet jeśli w zamierzeniu miała
to być generalizacja, było to naprawdę mocno
powiedziane. Nie trzeba chyba dodawać, że
Sapkowski oficjalnie odżegnał się od takiego
stwierdzenia, a dziennikarza, który je
opublikował, oskarżył o manipulację. Pozostawiam
to bez komentarza. Wróćmy do samego filmu.
Ponieważ czytałem Sapkowskiego sporo wcześniej
niż za jego filmową realizację zabrała się ekipa
Marka Brodzkiego, miałem jakie takie pojęcie o
niesamowitej wprost trudności tego zadania. Z tym
większym zainteresowaniem śledziłem wiadomości o
filmie. Przykre jest to, że chociaż miałem od
początku negatywne nastawienie do filmu, to nie
pomogło mi to w jego odbiorze. Mamy więc,
odwrotnie niż w znanym powiedzeniu, beczkę
dziegciu i łyżkę miodu.
Niestety, choć przykro mi to pisać, dobór aktora
do głównej roli to tragiczne nieporozumienie.
Choć dobrze ucharakteryzowany, być może również
dobrze się poruszający, Żebrowski niestety nie
nadaje się do zagrania postaci pokroju wiedźmina
Geralta. W którymś z filmów holywoodzkich
zaangażowano Leslie Nielsena, aby zagrał poważną
rolę sędziego. Niestety, kiedy pojawił się na
ekranie po raz pierwszy, publiczność
automatycznie wybuchła śmiechem. Żebrowki nie
jest zapewne aż tak silnie kojarzony z żadnym
typem filmów, jednak czasem trudno logicznie
wytłumaczyć, dlaczego zdarza się, że kwestie
Geralta w jego ustach brzmią groteskowo. W
dodatku część dialogów napisana jest kiepsko, co
powoduje, że niektóre sceny po prostu śmieszą.
Kiedy Geralt-Żebrowski w poszukiwaniu Ciri puka
do wrót jakiejś chaty i mówi, że szuka
dziewczynki, brzmi to dokładnie tak, jakby
wiedźmin składał wizytę w domu uciech. W tym
momencie cała widownia wybucha gromkim smiechem.
Takich momentów jest niestety więcej. W tym
kontekście szczególnie żenująca jest scena
transportu Ciri w czarnej skórzanej masce, żywcem
jakby wyjętej z filmów pornograficznych kategorii
SM. Michał dołożył starań, żeby zagrać
prawdziwego twardziela. Niestety, mimo tego nie
budzi takiego szacunku i grozy, jaką niewątpliwie
budził wiedźmin, a w scenach z Yennefer jest z
kolei zbyt twardy, dialogi brzmią banalnie i
pusto. Żebrowski nie jest złym aktorem, uważam że
do roli przygotował się starannie i włożył w nią
sporo wysiłku. Moim skromnym zdaniem, nie był po
prostu w stanie zagrać roli Geralta tak, jak
mógłby - i powinien - zagrać ją Bogusław Linda.
Dwie postaci z książki po prostu zniszczono. Są
to królowa Calanthe oraz czarodziej Stregobor.
Postać dumnej królowej Calanthe, przed którą
drżały dynastie i od której skinienia zależały
losy rodów królewskich, to w filmie żałosna stara
kobieta, żebrząca na kolanach o pomoc. Nie
pozostawiono nawet śladu jej dostojeństwa,
potęgi, ani inteligencji. Stregobor, w oryginale
Sapkowskiego to czarodziej, który - ja to zdarza
się naprawdę wyjątkowo - wygląda tak, jak według
wszelkich wyobrażeń i kanonów czarodziej wyglądać
powinien. Po prostu gość z klasą. Tymczasem w
filmie pojawia się nam ów czarodziej w jakiejś
zgrzebnej sukni. Aż żal patrzeć.
Fabuła filmu zdecydowanie nie została
przemyślana. W czasie filmu mamy wrażenie, że
oglądamy kilka bardzo luźno ze sobą powiązanych
epizodów z życia Geralta. Jednak nie to stanowi o
jej słabości. Wszystko, co u Sapkowskiego było
subtelną grą intelektualną z czytelnikiem, i co w
moim odczuciu stanowiło o uroku opowiadań, w
filmie zostało całkowicie wyprostowane i podane
na tacy.
W filmie jest sporo nagości, i to nagości
niepotrzebnej. Nie jestem przeciwnikiem erotyki w
filmach, ale w tym przypadku niektóre sceny
sprawiają wrażenie wstawianych na siłę, trudno
powiedzieć w jakim celu.
Czas teraz na plusy. Być może to zaskakujące, ale
ich jest również sporo. Tak jak Żebrowski kładzie
film na łopatki, tak Zamachowski stworzył
fantastyczną kreację Jaskra i ratuje film w
każdej scenie, w której się pojawia. Tak
naprawdę, gdyby zamiast "Wiedźmina" nakręcić
"Jaskra", film mógłby być rewelacyjny. Widać
kunszt dobrego aktora. Dobrze wypadły dwie role
kobiece. Grażyna Wolszczak na ekranie prezentuje
się zdecydowanie ładniej niż na zdjęciach, które
przed premierą filmu pojawiały się tu i ówdzie.
Jestem skłonny przyznać, że Yennefer została
zagrana bardzo dobrze. Również Agata Buzek, może
niezbyt ładna, ale dumna i wyniosła, doskonale
wygląda w roli Pavetty.
Sceny walk układane były przez mistrza aikido,
które sam stwierdził, że nie będą ładne, tylko
realne. I rzeczywiście, przynajmniej dwie sceny
walk są po prostu fantastyczne. Mam tu na myśli
walkę z zawiązanymi oczami oraz walkę z drużyną
Renfri na jarmarku. W tych momentach filmowy
Geralt budzi podziw.
Efekty specjalne. Cóż, nie ma ich specjalnie
wiele. Najładniejszy jest smok. Bardzo udany,
dopóki nie wchodzi w interakcje. Wtedy niestety
widać pewne słabości. O innych efektach nie ma co
wspominać. Może tylko oczy Geralta po eliksirach
robią wrażenie. Szkoda tylko, że w filmie nie ma
najdrobniejszego nawet wyjasnienia dla widzów nie
znającego prozy Sapkowskiego. Geralt po prostu
czasem ma zmienione oczy a czasem nie.
Jedno jest pewne - film będzie kasowy. Jedni będą
chcieli dowiedzieć się, kto to jest ten wiedźmin
i o czym właściwie są książki Sapkowskiego. Inni
będą ciekawi jakości ekraniacji prozy Sapka.
Pójdą na niego i jej zwolennicy i przeciwnicy,
pierwsi aby naciezyć swoje oczy, drudzy aby móć
powiedzieć z dumą "Miałem rację, film jest
porażką.". Niestety, ponieważ obecnie sukces
filmu mierzy się ilością zarobionych pieniędzy,
film okaże się wielkim sukcesem. Niezależnie od
krążacych o nim opinii. Nie ma na to rady. A nam,
miłośnikom fantastyki, pozostaje jedynie czekać
na "Władcę Pierścieni" i mieć nadzieję, że
fantastykę jednak da się przenieść na ekran tak,
żeby nadal, niczym na kartach książek,
zachwycała.