Dodany przez Darcy,
01-09-2011
Po wyjściu z kina nasuwa się tylko jedno pytanie: co artysta miał na myśli.
Na samym początku zdawać się mogło, że film nabierze tempa. Ale niestety gdy po kilkunastominutowym pokazie z serii: historia stworzenia świata w pigułce, na ekranie pojawiły się dinozaury właściwie można było się spodziewać, że już nic nie jest w stanie nas zaskoczyć. A tu Wtedy pierwsze osoby poddały się i wyszły z kina. Reszta prawdopodobnie miała nadzieję, że film się rozkręci i oczekując z niecierpliwością na tą chwilę najzwyczajniej zasnęły. Niestety przez kolejne dwie godziny nic się nie zmienia (poza zniknięciem dinozaurów). Niektórzy ratowali się przerwami na fajkę żeby nie usnąć, a po powrocie stwierdzali, że nic nie stracili. W tym filmie nic się nie dzieje. Bardziej przypomina to posklejane, całkiem przypadkowe ujęcia, sceny, wśród których pojawia się wiele zupełnie nie pasujących i co więcej nic nie wnoszących. Dialogi praktycznie nie istnieją. Najwięcej wypowiada postać grana przez Brada Pitta, jednak w większości są to pojedyncze słowa, strzępki monologów. Reszta głosów pochodzi z offu i w większości nijak się ma do tego co na ekranie widzimy. Wszystko jest bezbarwne, bezpłciowe, po prostu nijakie. Jedyne co zasługuje na uwagę to zdjęcia. Przeczytać można w różnych recenzjach, że Sean Penn gra tam główną rolę, a co więcej, że jest to jego najlepsza rola. Otóż może, gdyby posklejać wszystkie te urywki razem, w których występował - wyjdzie ok. 10 minut. A jeśli spacerowanie można nazwać grą to rzeczywiście: wyjątkowo ładnie spacerował. Bo słów (nie z offu) wypowiedział może z pięć. Tak więc myślenie, że skoro grają tak znani i wielokrotnie nagradzani aktorzy – to musi to być dobry film – jest wyjątkowo mylne. Arcydzieło? Oczywiście. Tylko pamiętajmy, że w tych czasach tym słowem nazywa się co drugi film i, że jest to chwyt marketingowy żeby do kina ściągnąć więcej osób.