Dodany przez MacKey,
15-10-2001
Quo Vadis, ciężka próba przede mną. O tym filmie pisano i mówiono już tyle przed premierą (nie mówiąc już oczywiście co się działo po premierze), że będzie bardzo trudno wymyślić coś nowego. Ale spróbuje. W końcu każdy spogląda na wszystko trochę pod innym kątem.
Generalnie większość opinii osób niezwiązanych z żadnym ze sponsorów była raczej chłodna. Poniekąd trudno im się dziwić. Film zawiódł, choć nie do końca. Jeśli miałbym to streścić w jednym zdaniu, to mógł być dużo lepszy, ale mógł też być największą klapą w historii polskiego kina. Dlaczego ? Z bardzo prozaicznych powodów. Gdyby każdy zagrał tak jak Jerzy Trela (Chilon Chilonides) to kandydujący do Oscara "Quo Vadis", mógłby się czuć zwycięzcą. Nie wiem jak mam opisać grę pana Jerzego. Gdybym żył w czasach Nerona, powiedziałbym "Boski Jerzy". Dawno żaden aktor, na żadnym filmie tak mnie nie przekonał. Jego kwestie, gesty, wszystko. Nic dodać nic ująć. Trzeba zobaczyć. Dalej Linda (Petroniusz). Osobiście uważam, że to jedna z najlepszych (jeśli nie najlepsza) jego rola. I zostali dwaj panowie, na codzień nie związani z filmem. Specjalnie zostawiłem ich na deser. Chodzi oczywiście o parę Bajor-Kubacki. Jeśli chodzi o pierwszego, to rzeczywiście dobrze zrobił wysuwając swoją kandydaturę na Nerona. Klimat jaki wokół siebie wytwarzał napawał grozą i oto chyba chodziło. Kubacki, jakby na zasadzie kontrastu. Nic tylko wyglądał. Gdyby wycięto wszystkie jego kwestie, film by nie ucierpiał, a może nawet i zyskał. Reszta (no może poza Franciszkiem Pieczką vel. Św. Piotrem) mam wrażenie, że nie dała z siebie wszystkiego. Wliczając w to Pawła Deląga i Magdalenę Mielcarz. Mogło być lepiej.
Jeśli chodzi o stronę wizualną, to nie odnosiło się wrażenia, że film ten tyle kosztował. Owszem, jeśli pojawiły się plenery, to były piękne. Tylko dlaczego tak rzadko. Czyżby ujęcia na powietrzu były za drogie dla takiej superprodukcji ? Tak samo z dopasowaniem ścieżki dźwiękowej do ruchu ust. Zdarzały się błędy, a nie powinny przy takim budżecie. Większość dialogów, to nic więcej jak tylko ujęcia do pasa. Jakoś mi (i nie tylko) to nie grało. POŻAR. O tym było chyba najwięcej podczas promocji. Owszem, sam pożar był nie najgorszy, ale aktorzy nie potrafili oddać paniki, jaką się czuje podczas takiego żywiołu, więc wyszło to dość sztucznie. Duże oklaski dla scen z lwami. Bałem się, że skoro film ten jest przeznaczony dla wszystkich, będzie to niezbyt naturalne (chodzi głównie o krew i ciała). Na szczęście nie zrezygnowano z realizmu na rzecz komercji. Scena z bykiem zapowiadała się nieźle, ale końcówka ? Zero dynamiki. Chyba nie tylko byk dostał środki uspokajające. Mam przeczucie, że zażyła je cała ekipa.
Podsumowując nie nudziłem się na filmie. Te trzy godziny mineły jakoś szybko. I nie uważam, że był to czas stracony. Choć niedosyt pozostał. Ten film był skazany na sukces (przynajmniej komercyjny), zanim jeszcze powstał. I dobrze, bo gdyby okazał się zupełną klapą, nasza kinematografia przeżyłaby regres. I jeszcze raz powtarzam. Warto udać się do kina, aby nie przegapić Jerzego Treli. Oscar dla niego.