Streszczenie
W przeciągu kilku zaledwie lat pojawienie się kokainy zrewolucjonizowało rynek międzynarodowy. Wiadomo, że biznesem kokainowym kierowały kolumbijskie kartele, które zdecydowane były zarabiać wielkie pieniądze, bez względu na konsekwencje. Mało kto wie, że wielcy bossowie narkotykowi mieli swojego najbardziej cenionego współpracownika w Stanach Zjednoczonych - dzięki niemu wszystko stało się możliwe. Tą osobą był George Jung, przeciętny chłopak z małego miasteczka, który na swój sposób zrealizował ideę "amerykańskiego snu". Był pierwszym poważnym importerem kokainy w Ameryce, który wykorzystał swoją przedsiębiorczość, pomysłowość i inteligencję, by wystawić swych znajomych i "wielkich" Hollywoodu na pokusy nowych doznań. Wkrótce Jung wiódł fantastyczne wolne od ograniczeń życie. Jednak niezależnie od tego co robił, nie mógł zdobyć jedynej rzeczy, na której naprawdę mu zależało - miłości. Jakim cudem ten typowy chłopak z sąsiedztwa stał się prawą ręką Pablo Escobara, człowiekiem, który odegrał kluczową rolę w imporcie kokainy do Stanów Zjednoczonych w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych? „Blow" jest opowieścią o karierze i upadku George'a Junga - o tym, jak jeden człowiek umiał wykorzystać swą pomysłowość, ambicję, odwagę, a potem stracić wszystko przez własną chciwość. Film ukazuje także inną twarz blichtru i szaleństwa lat siedemdziesiątych - przekraczanie granicy, walki podziemnych gangów, bezwzględne negocjacje, brutalne egzekucje, pranie brudnych pieniędzy i otwartą wojnę z systemem sądownictwa. W czasach, gdy zażywanie narkotyków i problem uzależnień ciągle pojawiają się w czołówkach gazet, „Blow" opowiada nam historię o ludziach, którzy przyczynili się do zmiany obyczajowości i w pewnym sensie również oblicza świata.
Nominacje:
Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Karlowych Warach:
2001 r. - nominacja (Kryształowy Globus) (Ted Demme).
Recenzje
Dodaj swoją recenzję
-
Dodany przez Mirage,
04-04-2002
Przygotowywałem się na wielki dramat, coś
porównywalnego z Requiem Dla Snu choć bardziej
stonowanego i z gronem aktorskim o wiele większym
stażu. To co jednak oglądałem na ekranie okazało
się ni to dramatem, ni to komedią, ni to jakąś
obyczajówką. Specjalnie z okazji tego filmu
nadałem mu etykietkę: nijaki. Bo taki właśnie jest
ten film. Przy losach George'a Junga (Johnny
Depp), który postanawia nie żyć ubogo tak jak jego
rodzicę i wraz ze swoim przyjacielem sprzedawać na
plażach kalifornijskich działki marihuany nie
uronimy raczej łezki. Przy ich perypetiach też nie
będziemy mieli okazji wybuchnąć śmiechem. Sposób w
jaki będzie przedstawiony jego związek z Mithą
(Penelopa Cruz) nie sprawi też że nagle odezwą się
w nas pierwotne instynkty czy też doznamy
wiosennego porywu serca. Nic z tych rzeczy. Ten
film jest po prostu płytki. Świętej pamięci Ted
Demme nakręcił film, który każdy będzie mógl na
spokojnie sobie obejrzeć, który nie wzbudzi
sensacji i który większość osób po obejrzeniu
odstawi na najniższą półkę. Depp często ratował
kiepski filmy z opersji, jednak w tym przypadku i
on niewiele pomógł. Na ścieżce dźwiękowej do filmu
znalazły się przeboje z lat 60. Rolling Stones,
Cream, Bob Dylan i inni. Na koniec muszę
stwierdzić, że hasło reklamowe filmu "i chcesz
więcej" z pewnością nie tyczy się tego wątpliwego
dzieła.
-
Dodany przez Ramirez,
13-02-2005
Czy ja wiem...płytki?nijaki?...Chyba nie do końca.Faktem jest,że trudno zaliczyc go do konkretnego gatunku,ale film, moim zdaniem daje troche do myślenia.Może nad tym chociażby, że pieniądze tak naprawdę szczęścia nie dają, lecz jedynie mu pomagają:)I nad tym, że to szczęście szybko nas opuszcza.łatwo przyszło, łatwo poszło. Jedna rzecz w tym filmie mnie nie zadawala:To że pokazano postac Junga, przemytnika narkotyków, jako równego kolesia, którego chcielibyśmy mieć za przyjaciela.A niestety rzeczywistość była mniej urocza niz nasz bohater filmowy:( W filmie nie pokazuje się osób, które 'dzięki' Jungowi stali sie uzależnieni od kokainy.Po prostu sądzę iz ukazano jego postac w zbyt dobrym świetle.Ale nie powiedziałabym,że film był az taka beznadzieją...potraktowałabym go raczej jako cos lekkiego,łatwiejszego do przełknięcia niż 'Requiem'. Jeśli podejdzie sie do tego filmu z pewnym dystansem...to będzie sie go chciało oglądać jeszcze wiele razy...