Dodany przez Anpio,
01-03-2005
Ray Charles. Ten film to niewątpliwie hołd złożony temu muzykowi. I nie obawiajcie się, bo choć słowo hołd do filmu pasuje to brak w nim czołobitności. Zresztą nawet Ray nie jest główną postacią filmu. Kto więc gra "pierwsze skrzypce"? Bez wątpienia właśnie muzyka.
Ten film można by spokojnie puszczać w salach tanecznych i wierzcie mi, że ludzie w kinie nieraz chcieli poderwać się do tańca. Ta muzyka broni się sama, choć jak pokazuje film jej powstanie było mocno zagrożone. Bo obraz Ray jest bardzo umuzykalnioną, ale jednak biografią. A historia, którą opowiada nie jest ani łatwa ani przejemna. Ray pochodzi z biednej rodziny, wychowuje się jedynie pod okiem matki wraz z młodszym bratem. Niestety młodszy brat ginie w wyjątkowo pechowy sposób, a Ray bedąc w szoku nie jest w stanie wezwać pomocy. Ta tragedia będzie prześladować go już przez całe życie. Jakby tego było już jako niespełna nastolatek traci on wzrok i będzie zmuszony włożyć jakże charakterystyczne czarne okulary. W filmie pieczołowicie odtworzono wiele detali z życia muzyka. Co więcej są w nim też małe smaczki, polegające na odkrywaniu Ameryki sprzed kilkudzisięciu lat, np. autobus z wydzielonymi miejscami dla białych i czarnych. Jako młody artysta Ray poszukuje stale swego stylu i swojej drogi i choć gra świetnie to droga na szczyt będzie wyjątkowo kręta. I tu właśnie gdy poznajemy go jako dorosłego faceta film staje się najciekawszy, bowiem mit muzycznego geniusza boleśnie zderza się z rzeczywitością. Reżyser bez pardonu pokazuje i obnaża wszytkie jego słabości: prochy, alkohol, dziwki...
I niech Wam się nie wydaje, że to kaprys reżysera. Sam Ray Charles nadzorował powstanie filmu i zdążył go w zeszłym roku przed śmiercią obejrzeć. Dlaczego mimo wpadnięcia w takie bagno Ray się zdołał się podnieść? Rację ma chyba jego żona gdy mówi w pewnej scenie: Gdzieś między herą, mną, a kochanką jest to co kochasz najbardziej: muzyka. I o tym jest Ray. O miłości do muzyki. Nie o Rayu, nie o prochach, nie o segragacji rasowej, nie o wytwórniach płytowych, ale właśnie o miłości do muzyki.
Cóż więcej?
Moim zdaniem ogromne uznanie należy się zarówno rezyserowi-Taylor Hackford jak i odwórcy roli Raya-Jamie Fox. Zwłaszcza Jamie musiał poświęcić wiele czasu by nauczyć się idealnie naśladować specyficzny krok i sposób bycia niewidomego. W materiałach poświęconych tworzeniu tego filmu jest taka wzruszająca scena gdy Ray Charles przysiada się do ćwiczącego przy fortepianie Jamiego i razem grają znane standarty. Jeśli chcesz iść do kina i zobaczyć film. To Ray jest pozycją obowiązkową. Jeśli chcesz pogadać, pograc w bilard, a w sali kinowej po ciemku wcinać chipsy to... zresztą żadna z takich osób zepewne nie doczytałaby tej recenzji do końca.
Jeszcze raz gorąco polecam. To trzeba obejrzeć, o przepraszam za pomyłkę, obejrzeć ale i koniecznie trzeba tego filmu "posłuchać"...
Moja ocena: :-)))